28.10.2010

Domena.

Blog w końcu zdobył swoją domenę. Teraz można mnie znaleźć pod adresem www.diapre.pl i to by było na tyle, ponieważ mam wielką pustkę w głowie i nie wiem co napisać/pokazać.


Dobranoc.

27.10.2010

Siostra.

Jest pewien organizm biologiczny spokrewniony ze mną w stu procentach. Jak wywnioskowałem z obserwacji, które prowadzę od urodzenia ten organizm to siostra i jest płci żeńskiej. Świadczą o tym ubrania, kosmetyki (których faceci nie używają) oraz dziwne zaokrąglenia na ciele. Do tego muszę jeszcze zaliczyć dziwne dolegliwości psycho-fizyczne trafiające się raz w miesiącu. Tak to wygląda z punktu widzenia obserwatora.

Z braterskiego punktu widzenia wygląda to tak. Najpierw byłem traktowany jak duża żywa lalka. Zajawka na opiekowanie się, przebieranie mnie w różne dziwne ciuszki oraz nadawanie wszelkich fajnych przezwisk zaliczam do pierwszego etapu kiedy to ja mam lat 0-6, a ona 6-12. Następnie był okres wstydu, który upłynął pod hasłem "Mamo powiedz mu, żeby do mnie nie przychodził jak są moje koleżanki". Oczywiście frazy związane z przepędzaniem mnie były różnorakie, ale ta chyba najlepiej opisuje sytuację. Ten dziwny etap trwał do pewnego momentu. Siostra odkryła, że młodszy brat nie jest zły i można z nim miło spędzić czas przy swoich znajomych. Od tej chwili zaczęło się prawdziwe życie. Wspólne imprezy, pilnowanie co by jedno lub drugie nie spiło się za bardzo. W najgorszym przypadku doprowadzenie tego bardziej pijanego do łóżka. Oczywiście oprócz wspólnych imprez były też wspólne wakacje. Z biegiem czasu pojawiły się wspólne zajawki. Jedną z nich jest fotografia, a następną dobra zabawa na parkiecie.

Jak to bywa u ludzi tworzących relacje damsko-męskie zwane rodzeństwem mamy swoje wzloty i upadki. Spokojne rozmowy przeradzające się w krwawe kłótnie i na odwrót to normalka. Uprzejmość, wzajemne wyzwiska, wspólny śmiech, współczucie, dysputa na każdy temat plus multum innych składnych zaliczam do codzienności. Z tego wszystkiego można uzyskać bardzo ciekawy efekt. A mianowicie - bez względu na wszystko zawsze staniemy za sobą murem.

Na koniec dodam, że siostra ma zwie się Katarzyna. Jest ode mnie sześć lat starsza. Dzielnie prowadzi swoją klinikę dla chorych zwierząt, a wygląda tak:



26.10.2010

Czyta to ktoś?

Muszę przyznać, że to już moje drugie podejście do zabawy w bloga. Jeśli się nie mylę jestem bardziej uparty niż w poprzedniej odsłonie mojej myśl odlewni pod szyldem "Mind Full of Colors". Staram się do Was dotrzeć jak najlepiej. Skutek tymczasem jest nie najlepszy - poprawcie mnie w przypadku błędnego myślenia.

W sumie to mógłbym tu napisać wszystko co związane z moją osobą. Nieważne czy będzie to prawda czy nie. Skąd do jasnej ciasnej mam wiedzieć, że ktokolwiek to czyta? Skąd mam wiedzieć jakie błędy popełniam? Skąd mam wiedzieć czy moje wypociny Wam się podobają? No niech mi to ktoś powie w jakiś sposób to go będę nosić na rękach przed dwie minuty i piętnaście sekund - z zegarkiem w ręku! Liczę na to, że czyta mnie jakiś człowiek co sobie pomyśli: "weźcie go zastrzelcie, bo się użala nad swoim sweet blogiem!". I dobrze, jeżeli taki ktoś się znajdzie. Tylko do jasnej cholery niech mi o tym powie. Bo czasem naprawdę zaczynam się zastanawiać czy żyje w świecie filmu "I'am legend".

Pewnie zaraz się trafi mistrz spostrzegawczości i czytania ze zrozuieniem i mi zaraz wytknie - "Momencik, momencik! Co on tu cwaniakuje, że nikt go nie czyta skoro ma licznik w dole strony". Skoro taki z Ciebie mądrala to mi to napisz. Będę wdzięczny.

Będę wdzięczny za każdy przytyk, za każdą pochwałę. Będę się cieszył ze wszystkiego co tu napiszecie i co mi pomoże rozwinąć skrzydła w składaniu literek. Jakbym chciał pisać do szuflady to byście nawet nie wiedzieli, że coś piszę.

To tyle ode mnie - chwilowo sfrustrowanego Scrappy Coco. A teraz kawałek słodyczy dla wytrwałych.

Photobucket

Z.

Z - jedna z liter alfabetu. Na 26 pozycji w łacińskim zaś na 30 w naszej rodowitej odmianie. Litera, która kojarzy mi się na wiele miłych sposobów. W końcu moje nazwisko brzmi Zych. Jedno z ulubionych imion kobiecych to Zofia. A ogromna liczba ludzi kojarzy 'ZZZZzzzzzzZzZzz" ze snem. Jak na mój gust litera, w której można odnaleźć wiele pozytywnych aspektów. To tyle słowem wstępu. Teraz pora na zamysł twórcy, który jest skierowany do fanów japońskiej sztuki motoryzacji. Jedni spytają "o co mu chodzi?", a inni będą się zastanawiać "który?". Postaram się o w miarę sensowną odpowiedź.

W sierpniu tego roku - można rzec całkiem niedawno - na Warszawskim Bemowie odbył się zlot zabytkowych aut. Było to tego samego dnia co Verva Street (Padaka) Racing. Jak dla mnie świetne zgranie. Dzięki imprezie Orlenu można było bez obaw oglądać smakowite kąski o jakie trudno na co dzień na naszych drogach. Pokuszę się o stwierdzenie,że towar z konkurencyjnej imprezy jest częściej spotykany. Wedle informacji przygotowałem się na włoską bella kuchnię, którą uwielbiam. Miło mnie zaskoczył fakt, iż oprócz pięknych włoszek mogłem obejrzeć przedstawicieli innych krajów. Okaz, który bardzo mnie pocieszył swoją obecnością to Datsun 240Z. Jak dla mnie jedno z rzadziej spotykanych aut w naszym kraju. Model, który dał początek znanej po dziś dzień serii Z -sportowa linia Nissana. Pojazd uznawany przez wielu za legendę. Dla mnie zaś jest jednym z ładniejszych pojazdów jeżdżących po naszej planecie. Wyglądu spotkanego egzemplarza nie będę oceniać. Wole go przedstawić na zdjęciach, a ocenę pozostawić Wam.


Photobucket Photobucket Photobucket
Photobucket Photobucket
Photobucket Photobucket

P.S
Przy okazji wprowadzam zapowiedziane wcześniej kolory na blogu.

Szkolenie.

Temat już przeterminowany. Nie ma co ukrywać. Tak czy siak chcę o nim napisać, bo jakieś tam wspomnienia z tego wszystkiego są. W końcu zaliczyłem kolejną wycieczkę po kraju w związku z tematem. Jaką? Byłem w Bydgoszczy.

Samo szkolenie było związane ze zmianą pracy. Już nie będę miał styczności z moim ulubionym Białym Hiacem. Pożegnałem IMGW i przeniosłem swoje cztery litery za biurko w PKT.pl. W czynności zawodowe jakie wykonywałem i wykonuję teraz nie będę się zagłębiać. Najważniejsze jest to, że udało się zrobić to płynnie.

Wracając do tematu. PKT wysłało mnie i kilka osób na szkolenie do Bydgoszczy. Wszystko działo się w terminie 4-8 października. Samo szkolenie jak to szkolenie - fajne, nudne i jeszcze raz nudne. Jak się później okazało w Warszawie - dużo z niego nie wyniosłem, ale co na to mogę poradzić skoro jako jedyny uczestnik miałem zerowe doświadczenie. Ze szkolenia najlepiej wspominam ekipę, która mieszkała ze mną w hotelu. Dwójka z Warszawy, reszta musiała się rozjechać do swoich oddziałów. W sumie dzięki tym ludziom nie spędziłem samotnie urodzin. Mimo to były to najdziwniejsze urodziny jakie miałem. Z dala od najbliższych - ciężka sprawa.

A teraz trochę odczuć ze spacerów po mieście. Generalnie miasto ma potencjał. Architektura trafiła w mój gust. Szkoda, że wszytko jest zaniedbane i nie wygląda zbyt atrakcyjnie. Jakby znalazły się pieniądze na odnowienie większości starych przedwojennych kamienic to miasto zyskałoby dużo. No niestety tak to już jest, że ciężko o kasę - zdaje mi się, że w grę wchodzą naprawdę duże sumy, żeby to zaczęło wyglądać. Generalnie czułem tam klimat Warszawskiej Pragi. Zaskoczeniem było dla mnie, że koło godziny 21 na ulicach zaczynało się robić pusto. W sumie ktoś kiedyś dobrze podsumował swój pobyt w tym mieście - "Byłem w Bydgoszczy, ale było zamknięte".

Szkolenie się skończyło. Ja już dawno siedzę w Warszawie i śmigam do nowej pracy. Wyszło jak wyszło i dopiero teraz miałem chwilę, żeby coś napisać i wrzucić zdjęcia.


Photobucket Photobucket Photobucket
Photobucket Photobucket Photobucket Photobucket
Photobucket Photobucket