25.01.2010

Płock tour 2oo9...

...czyli krótka seria z ostatniego wypadu poza wioche w poprzednim roku.

Osoby zamieszane w tripa :
  • Majaczyna - pan melanżu.
  • Seler - książę krainy słomek.
  • Sonia - jedna z sióstr Majaczyny.
  • Ksenia - druga z sióstr Majaczyny.
  • Kuszner - reprezentant wiecznych studentów.
  • Kuba - hmmm? Spoko typ , o !
  • Pichal - obecny był tylko jego zielony gazolot saxo.
Co , jak i dlaczego , czyli troszkę o wypadzie :
Sprawa wygląda tak - kilka dni przed wyjazdem dowiedziałem się o całej sprawie. Miejscem docelowym była jakaś zapyziała wiocha pod Płockiem , w której znajduje się królestwo Selera. Fabryka słomek don Vasylla (jego ojca). Marian tego weekendu miał misje pilnowania dobytku z racji takiej , iż były święta i nie było komu. A , że Marcio potrzebował kwitu to nie odmówił temu lukratywnemu kontraktowi.
Na miejsce dotarliśmy dzięki temu , że Pichal pojechał w góry do swojej chacjendy (nota bene jedziemy tam niebawem , ale w troszkę innym składzie ) na deche i zostawił nam zieloną wściekliznę - bliżej znaną jako Saxo 1.0 LPG. Podróż była miła i bezproblemowa. A jak dotarliśmy na miejsce...
... zobaczyliśmy Mariana w akcji. Trochę był już zrobiony piwkiem , ale kit z tym. Oprowadził nas po fabryce i wprowadził w tajniki produkcji słomek. Korzystając z okazji zwinęliśmy parę opakowań gotowego produktu.
Po zwiedzaniu przyszedł czas na to co tygryski z Łomianek lubią najbardziej...melanż. Puszki poszły w ruch ( na odwal się kupiliśmy kratę Żubra w pobliskim sklepie). Do tego jeszcze można doliczyć szyszki. Po kilku wypitych Żubrach dołączył do nas Kuba z Kusznerem. Oczywiście oni też zaliczyli zwiedzanie królestwa słomek. A później powrót na stare tory.
Czas nam miło płynął w sali konferencyjnej. Było ciepło i przytulanie. Grała muzyczka. Jedyne co to był problem ze spaniem. Miejsce zasililiśmy w dwa łóżka i jeden fotel rozkładany. Skończyło się to tak , że z braku miejsca do uwalenia się spocząłem pod stołem.
Rano , nazwijmy to tak. Dla jednych było za wcześnie na pobudkę , a inni nawet nie raczyli się obudzić. Niestety spanie na podłodze wrzuciło mnie do tej pierwszej grupy. Ogarnąłem się , wsiadłem w auto i podjechałem do sklepu po jakiś zalążek śniadania. Następnie rzuciłem propozycję "Kto jedzie do Płocka?". Jedynie zainteresowani byli Sonia ( już wczoraj była "za" takim wypadem) oraz Kuszner.
Będąc w drodze zobaczyliśmy znak kierujący do McDonalds'a - jednogłośnie zatwierdziliśmy to miejsce jako "warte odwiedzenia". I w tym oto miejscu zrobiłem pierwsze wypadowe fotki.





Teraz słów kilka o zdjęciach powyżej. Trochę z przyczajki , troszkę pokazania , że jednak można być zadowolonym z żarcia w tym paskudztwie. Do tego jeszcze ukazanie Sonii w jej prawdziwej naturze - zieleni. Dodam jeszcze , że Kuszner daje rade jako model. A i na koniec...zdjęcie jak jem zrobił Kuszner , żeby było wiadomo. Ale wrzucam , bo robił moim aparatem.

Kontynuując wypad dotarliśmy na stare miasto. W sumie nic innego nas nie interesowało. Musze przyznać , że jest to uroczę miejsce i chętnie je odwiedzę wiosną. Najchętniej z małą Pe. Oczywistą oczywistością jest to , że zrobiło się kilka fotek na rynku i w jego okolicach. Raz , dwa , trzy ...tadaaaaam :











Jak widać w architekturę starówki specjalnie się nie wkręcałem. Jak komuś to przeszkadza to zapraszam do komentarzy.

Po krótkim wypadzie do Płocka wróciliśmy do królestwa słomek. Jedynie Majak i ja wróciliśmy tego wieczoru do domu. Marian , dziewczyny Kuszner oraz Kuba zostali na kolejną dobę.

To na tyle z tego wypadu.

Pozdro elektro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz