28.01.2010

Pewnego popołudnia w Warszawie.

Dziś zacznę od pytania.

Którą porę roku najbardziej lubicie? Moje ulubione to środkowa wiosna , kiedy wszystko dopiero co zaszło zielenią oraz późne lato kiedy uczniacy zaczynają szkółkę , a słońce operuje przyjemnym światłem. Tak! to właśnie lubię. A czemu? Ach , dziś wymienię trzy powody spośród setek innych. Z nimi wiąże się historia , którą chcę dziś przedstawić. Pierwszy - długie spacery z wesołą ekipą , drugi - pogaduchy z ów ekipą na ławce w parku przy piwku i innych takich , trzeci - pomoc w rozwieszaniu plakatów i wlepek promujących imprezę i firmę kumpla.

Przed wkroczeniem w historię przedstawię bohaterów eskapady :
  1. Ari - wielbiona przez wielu , przebojowa fly'girl.
  2. Mati - człowiek firma , czyli gość od SmokeStoryGroup (SSG).
  3. Majak - człowiek , która szuka swoich plaż.
  4. Seler - ten , który wie ,ze jest "pipi".
  5. Pichal - wpadł załapać się na fotkę.
  6. Ja - a , bo znowu ktoś się bawił aparatem i mi cyknął fotkę.
Zaczęło się niewinnie. Była połowa września. Temperatura w sam raz. Siedzę w pracy i widzę ,że do mojej komórki dobija się Majak. "Szykuj na jutro aparat , ruszamy na włajaż z Matim i wlepkami SSG". Więcej nie potrzebowałem wyjaśnień. Następnego dnia po pracy byłem w umówionym miejscu. Park Żeromskiego na placu Wu (czyt. Wilsona). Kilka zdjęć na rozgrzewkę ogarnięcie plakatów , wlepek ,zupki chmielowej - generalnie zbiórka.





Kiedy chłopcy wdrożyli się w temat ,a Pichal pognał do roboty - ruszyliśmy w drogę. Następny przystanek to ławeczka na placu Inwalidów. Po drodze wrzucaliśmy wlepki , plakaciki oraz dołączyła pani Ari - dodam tylko , że koleżanka reprezentuje SSG na brejkowych parkietach.
Ławka na placu Inwalidów okazała się dłuższym przystankiem. W końcu trzeba było wypić kolejne piwko bez martwienia się o dziury w chodnikach do tego dorzuciliśmy domieszkę bardziej zaawansowanych dialogów.






Żeby nie było , że tylko siedzimy i gadamy następne będą fotki w akcji. Trochę spacerku , trochę wlepiania , trochę plakacenia. Kierunek - Centrum. Oczywiście wszystko na piechotę.














W ogrodzie Saskim zatrzymała mnie magia scenerii podczas zachodu słońca. Odleciałem w chmury , a gdy doszedłem do siebie musiałem nadgonić tempo , żeby dogonić resztę grupy.





Podczas pościgu za peletonem , zrobiłem mini przystanek , żeby chwycić PKiN. Ale efekt pracy pokaże w innym wpisie. Poniżej macie fotki kończące wyprawę. Dodam tylko ,że powrót do domu na piechotę byłby chybionym pomysłem.








To tyle o tym wypadzie. Dla ciekawskich zarzucam link http://www.smokestory.pl/. Polecam.


Ten co nie ma nicka pozdrawia Brzoskwinkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz